PACJENT WIDZI WIĘCEJ NIŻ MYŚLISZ – 7 GRZECHÓW KOMUNIKACJI W PRZYCHODNI
Myślisz, że wizerunek przychodni zaczyna się w recepcji? Błąd. Zaczyna się w chwili, gdy pacjent wpisuje w Google nazwę Twojej placówki. Jeśli wita go strona, która wygląda jak sprzed piętnastu lat, fanpage milczący od miesięcy i brak jakiejkolwiek odpowiedzi na opinie w internecie – zaufanie znika szybciej, niż zdążysz powiedzieć „rejestracja telefoniczna”.
Dziś komunikacja to nie logo na drzwiach ani ładny folder reklamowy. To każdy detal: jak wygląda strona, kto odbiera telefon, jakie emocje budzi post na Facebooku i czy pacjent ma poczucie, że ktoś go traktuje poważnie. A błędy? Niestety, powtarzają się wszędzie.

Strona, która zniechęca już na wejściu
Wyobraź sobie, że pacjent po raz pierwszy słyszy o Twojej przychodni. Siada przy kawie, wpisuje nazwę w wyszukiwarkę i… zamiast poczucia profesjonalizmu trafia na stronę, która pamięta jeszcze czasy Nokii 3310. Teksty brzmią jak wycinek z encyklopedii chorób, zakładki nie mają ładu, a na dodatek całość nie działa na telefonie.
Pacjent w takiej sytuacji nie zastanawia się dwa razy – klika „wstecz” i szuka innej placówki. On chce wiedzieć trzy proste rzeczy: jak się zapisać, kto go przyjmie i kiedy gabinet jest otwarty. Nic więcej. Jeśli zamiast odpowiedzi dostaje chaos, czcionkę z lat 90. i przypadkowe stockowe zdjęcie lekarza w fartuchu, nie będzie miał do Ciebie zaufania.
Co zamiast tego? Strona powinna być jak uśmiechnięta recepcjonistka: prosta, przejrzysta, gościnna. Krótki tekst, czytelny grafik, minimum formalności. Pokaż, że pacjent jest u Ciebie najważniejszy – nie algorytm SEO.
Social media prowadzone „na alibi”
Kilka postów rocznie, zdjęcie stetoskopu i życzenia świąteczne? To nie komunikacja, to alibi. Pacjent zagląda na Facebooka prędzej niż na stronę www – i jeśli widzi ciszę, myśli: „Ta przychodnia chyba już nie działa”.
Social media to nie wyścig na ładne grafiki, tylko dowód, że naprawdę jesteś blisko pacjentów. Krótkie wideo z lekarzem tłumaczącym, jak przygotować się do badania, zdjęcie zespołu podczas szkolenia czy relacja z akcji profilaktycznej – to buduje więź.
Pamiętaj: ludzie nie szukają idealnych obrazków. Szukają autentyczności. Jeśli pokazujesz realne życie przychodni – zespół, atmosferę, wartości – wygrywasz. Jeśli wrzucasz szablony kupione w agencji, zostajesz kolejną placówką „z internetu”, której nikt nie zapamięta.

Język, który nie pasuje do miejsca
Na stronie – sztywne, urzędnicze zdania. W social mediach – nagle wysyp emotikonów i serduszek. A w rejestracji? Ton głosu jakby pacjent przeszkadzał. Brzmi znajomo? To największy grzech komunikacyjny – brak spójności.
Pacjent nie wie, która wersja jest prawdziwa. A jeśli nie wie, nie ufa żadnej. Dlatego potrzebujesz jednego tonu komunikacji. Nie przesłodzonego, nie urzędniczego. Profesjonalnego, ale ludzkiego. Takiego, który daje poczucie bezpieczeństwa i empatii. Pacjent musi czuć, że od pierwszego maila po ostatnie „do zobaczenia” – rozmawia z tymi samymi ludźmi.
Milczenie wobec opinii pacjentów
To, że prędzej czy później dostaniesz negatywną opinię, jest pewne jak podatki. Problemem nie jest sam komentarz – problemem jest cisza.
Placówka, która nie odpowiada, wysyła jasny sygnał: „Nie obchodzi nas, co myślisz”. A jeśli jeszcze wda się w publiczną kłótnię, efekt jest gorszy niż najostrzejsza recenzja.
Tymczasem wystarczy kilka prostych zasad: podziękuj za pozytywną opinię, a na krytykę odpowiedz spokojnie, z klasą i szacunkiem. Nie chodzi o to, by każdemu dogodzić, ale by pokazać, że traktujesz pacjenta poważnie. Ludzie to zauważają – i doceniają.
Brak historii – tylko „lista usług”
„Świadczymy usługi w zakresie…” – brzmi znajomo? To zdanie zabija zaufanie w trzy sekundy. Pacjent nie chce listy procedur medycznych. Pacjent chce wiedzieć: kim jesteście i dlaczego mam zaufać właśnie Wam.
Historie lekarzy, misja przychodni, wartości, które stoją za codzienną pracą – to buduje więź. To sprawia, że gabinet przestaje być anonimowym miejscem, a staje się przestrzenią, w której pacjent czuje się zaopiekowany.
Nie chodzi o wielkie kampanie. Czasem wystarczy krótki filmik, w którym lekarz opowiada, dlaczego wybrał pediatrię. Albo wpis o tym, jak przychodnia wspiera lokalną społeczność. To są drobiazgi, które budują coś bezcennego – emocjonalne przywiązanie.

Brak ciągłości komunikacji
Kampania startuje. Strona odświeżona. Kilka postów, entuzjazm, a potem… cisza. Po pół roku pacjent trafia na profil i widzi ostatnią aktualizację: „Życzymy Wesołych Świąt 2022”. Jak myślisz, co pomyśli?
Brak regularności to jak nieregularne godziny otwarcia – pacjent po prostu szuka stabilniejszego miejsca. Komunikacja musi być ciągła i przewidywalna. To nie oznacza codziennych wpisów. Wystarczy systematyczność: jeden post w tygodniu, aktualne godziny otwarcia, odpowiedzi na wiadomości. Tylko tyle – i aż tyle.
Zbyt duży dystans albo nadmierna „koleżeńskość”
Dwie skrajności potrafią zrujnować wizerunek. Z jednej strony – język tak sztywny, że pacjent czuje się jak w urzędzie. Z drugiej – przesadna poufałość: memy, nadmiar emotikonów i ton w stylu „hejka, pacjenci!”.
Profesjonalizm nie musi oznaczać chłodu, a empatia nie musi oznaczać infantylności. Najlepsze placówki wybierają złoty środek: komunikacja przyjazna i uprzejma, ale z odpowiednią powagą. Dzięki temu pacjent czuje się potraktowany jak człowiek, a nie numer w systemie – i jednocześnie wie, że ma do czynienia z fachowcami.
Marketing medyczny to nie logotyp i przypadkowe posty. To cała opowieść, jaką codziennie tworzysz o swojej przychodni. Pacjent zapamięta nie tylko lekarza i diagnozę. Zapamięta, jak łatwo znalazł informacje na stronie, jak zabrzmiała odpowiedź na jego komentarz, jak wyglądał Twój profil w mediach społecznościowych.
To te drobiazgi budują reputację. I to one decydują, czy pacjent wróci – albo wybierze konkurencję.
Przychodnia, która rozumie wagę autentycznej, spójnej i konsekwentnej komunikacji, nie wygrywa krzykliwą reklamą. Wygrywa czymś znacznie cenniejszym – zaufaniem.
A w ochronie zdrowia to najważniejsza waluta.
Wyraź swoją opinię!